|
Wojkowa - szczyt |
Kolejna wyprawa z cyklu "zbieramy szczyty do Sudeckiego Włóczykija, Korony Sudetów Polskich i Czeskich". Tak jak tydzień temu znowu będzie więcej jeżdżenia niż chodzenia, a same szczyty będą mało wymagające i nie pozwolą się zmęczyć ani trochę.
To, co z tej wycieczki wspominać będziemy najbardziej to błoto po kolana i drugie nieudane zdobywanie Oldrichowskiego Szpiczaka.
Pogoda dziś nie jest idealna, ale też nie jest zła. Taka w sam raz na niskie górki.
Zaczynamy od
Wojkowej (502 m n.p.m.) leżącej w południowo-zachodniej części Pogórza Izerskiego. Docieramy do miejscowości Augustów położonej niedaleko Giebułtowa. I się rozglądamy....bo w zasadzie prawie wszędzie płasko i ciężko jest wypatrzeć jakiś szczyt wyraźnie wyrastający ponad teren. Na stronach internetowych czytałam, że szczyt ma kształt wyraźnie zaznaczonej kopuły z łagodnymi zboczami. Może z daleka ta kopuła jest widoczna, bo im bliżej niej jesteśmy, to Wojkowa wydaje się płaska. Na szczyt nie prowadzi żaden szlak. Można się na niego dostać leśnymi ścieżkami. Idziemy więc prosto przed siebie,a po niecałym kilometrze skręcamy w lewo (jest nawet tabliczka z napisem Wojkowa i strzałką kierującą właśnie w lewo). Po skręcie nadal idziemy ścieżką, kierując się mniej więcej na najwyższy punkt w lesie, wspomagając się elektroniczną mapą. Szczyt Wojkowej jest trudny do zindentyfikowania, ale udaje nam się go odnaleźć. Idąc wzdłuż granicy lasu na wysokości ambony należy skręcić w las i iść mniej więcej prosto przez jakieś 200 metrów. Dojdziemy wtedy do szczytu Wojkowej, zaznaczonego jedynie słupkiem pomiarowym nisko osadzonym w ziemi.
|
Stożek Perkuna |
Ze zboczy Wojkowej rozciągają się ładne widoczki, na przykład na Izery. Nam niestety dziś nie są one dane i myślę, że szczyt nie jest aż tak atrakcyjny, bym dla tych widoków, których dziś nie zobaczyłam, chciałam tu przyjechać raz jeszcze. Wejście na Wojkową i zejście z niej zajmuje nam godzinę. W tym czasie pokonujemy 4 km i na naszej liście odhaczamy kolejny szczyt do Korony Sudetów Polskich.
Ruszamy po kolejną perełkę - tym razem do Sudeckiego Włóczykija. Miała być Góra Zamkowa, miał być zamek Czocha, ale podczas zejścia z Wojkowej zapadła decyzja, że ruszamy w innym kierunku, odpuszczając tym razem wspomniane atrakcje. Zresztą za chwilę będzie jeszcze większa atrakcja....największe, jakie pamiętam błoto w górach, którego na dodatek nie da się w żaden sposób obejść. A gdzie takie błoto można znaleźć? Oczywiście w okolicach
Stożka Perkuna. Przemieszczamy się do Grabiszyc Dolnych i parkujemy niedaleko kamieniołomu, w miejscu, gdzie zaczyna się ścieżka prowadząca na Stożek Perkuna. I tu właśnie zaczyna się nasza błotna przeprawa. Szlak częściowo płynie, częściowo jest pokryty błotną jasną mazią (czytaj błotem zmieszanym z pyłem z kamieniołom). Nie da się przejść bokiem, nie da się wejść na niego dalej. Z braku sposobu i innej możliwości podejmujemy decyzję, że brodzimy w błocie, jeśli na Stożku chcemy się znaleźć. Po mniej więcej 150 metrach droga już będzie w miarę ok, ale to już chyba nie robi na nas żadnego wrażenia, zwłaszcza, że po kolana jesteśmy w błocie i białym pyle.
|
Koło Obserwatora |
Stożek Perkuna to pomnik przyrody położony na wzgórzu Ciasnota (401 m n.p.m.). Grzęda skalna ma około 100 metrów, ale najciekawsza jest pionowa ściana zachodniego wyrobiska. Na tej ścianie widać ułożone warstwami struktury bazaltu, różniące się wielkością słupów (grubsze na dole, cieńsze na górze). Najpewniej świadczy to o tym, że materiał wulkaniczny wylewał się w różnych okresach.
Wdrapujemy się na skałki, z których roztacza się ładny widok na Pogórze Izerskie, ale przede wszystkim na dymiący i hałasujący kamieniołom.
Powrót ze Stożka to ponowna przeprawa przez błoto. Zdobywając ten szczyt pokonaliśmy w dwie strony około 3 km w czasie mniej więcej godziny, a nie tak jak planowaliśmy do pół godziny. Błoto spowolniło nasz spacer.
Pora na
Koło Obserwatora (340 m n.p.m.), najwyższe wzniesienie Obniżenia Żytawsko-Zgorzeleckiego. Wyrasta we wschodniej części Kotliny Turoszowskiej na tle sporo wyższych gór w okolicy, na wschód od dzielnicy Bogatyni Markocic. Parkujemy na ulicy Górskiej i przez łąkę idziemy na szczyt Koła Obserwatora (jakieś 500 metrów lekko pod górkę), kierując się w stronę widocznych przed nami drzew. To właśnie tam jest szczyt. Na jednym z drzew znajduje się tabliczka z jego oznaczeniem. Pomimo tego, że to niewielkie wzniesienie, to widoki są bardzo ładne. Z jednej strony mamy położoną niżej Bogatynię, z drugiej na pierwszym planie widać
wieżę w Hermanicach, która będzie za chwilę naszym celem.
|
Wieża Hermanice |
Gdyby nie zamknięta droga na granicy w Hermanicach znaleźlibyśmy się w kilka chwil, a tymczasem, by się tam dostać musimy jechać nieco naokoło. Pomysł odwiedzenia wieży pojawił się dziś podczas przeglądania mapy okolicy. Ciekawy wygląd wieży, przypominający mi wiklinowy koszyk) zachęcił nas do tego, by na nią wejść i naprawdę było warto.
Wieża jest wysoka na 25 m. Została zbudowana z drewna modrzewiowego łączonego przy pomocy śrub i wkrętów. Ciekawostką jest to, że posiada ona dwie niezależne klatki schodowe, oznaczone odpowiednio jako „wejście” i „zejście” aby zwiedzający idący w różnych kierunkach nie przeszkadzali sobie. Oczywiście ten fakt zauważamy dopiero po zejściu, kiedy orientujemy się, że wyszliśmy w innym miejscu niż wchodziliśmy. Przyznam, że to ciekawe rozwiązanie i spotkałam się z nim pierwszy raz. Na górze są dwa tarasy widokowe. Na niższy prowadzi 90 a na wyższy 99 schodów.
Samochodem można podjechać niemalże pod samą wieżę. Do przejścia od parkingu jest jakieś 300 metrów. Wieża jest czynna przez cały czas, a wejście na nią bezpłatne. Widoki z wieży są całkiem ok, ale nieco ograniczone przez rosnące tu drzewa. To dziś pierwszy poważniejszy punkt widokowy, z którego można zobaczyć coś więcej, np Smreka w Górach Izerskich.
Ruszamy dalej, jeszcze na dziś mamy 2 cele. Niestety, nie uda się zrealizować żadnego z nich, ale nie będziemy narzekać, bo trafimy na super ścieżkę edukacyjną.
|
Ścieżka przyrodnicza Oldrichovske buciny |
Docieramy na Oldrichovske sedlo. Znajduje się tam restauracja Hausmanka U Kozy. Przypomina bardziej klimatyczne schronisko. Obok znajduje się parking. Przechodzimy na drugą stronę ulicy i wchodzimy na szlak. Założenie jest takie, że dotrzemy owym szlakiem na
Oldrichovski Spicak, ale swoją wycieczkę kończymy na Skalnym Zamku (Skalni hrad). Jego granitowa ściana opada na głębokość trzydziestu metrów po
stronie doliny i dziesięciu po stronie górnej. Według znalezisk archeologicznych Skalny Zamek powstał w pierwszej
połowie XIII wieku. Wtedy wznosiła się tu mała warownia strzegąca szlaku
handlowego prowadzącego na ziemię frydlancką. Na szczyt bloków skalnych, wznoszących się na wysokość
30 metrów wchodzimy po wyciosanych w skale schodkach. Zimą należy zachować ostrożność, bo jest ślisko, prowadzą schodki wyciosane w skale. Na szczycie znajduje się
płytkie zawalisko po skalnej izbie oraz kilka otworów i dołków po
palikach, przypominających łożyska dla belek drewnianej budowli. Ze
szczytów roztacza się widok na okolice Frýdlantu, Górne Łużyce, Polskę i Jested.
Po powrocie na parking wsiadamy do samochodu i ruszamy w stronę Polski. Na granicy rozważamy jeszcze opcję wejścia na zaplanowany dziś Andelsky vrch. Co prawda jest już ciemno, ale szczyt jest zalesiony, droga na niego krótka, ale my potrzebujemy tylko zdjęcia z tabliczką szczytową. Nikomu jednak nie chce się już wysiadać z ciepłego auta. W końcu góra nam nie ucieknie, a w tych rejonach bywamy często, więc przy okazji na nią wejdziemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz