|
Klic |
Gdyby były bliżej mnie na pewno spędzałabym tam mnóstwo czasu, bo są piękne i takie dla mnie inne. Do tej pory były one dla mnie czymś odległym, czymś, co leży hen daleko, co jest obce i nieznane. Znałam je tylko z nazwy, a w zasadzie to nawet nazwa niewiele mi mówiła. Któregoś sierpniowego dnia postanowiłam więc je odkryć. Mowa oczywiście o Górach Łużyckich. Inspiracji dostarczyła mi moja magiczna pomarańczowa książeczka Sudeckiego Włóczykija :) Weekendową wycieczkę w te rejony postanowiłam połączyć z wizytą w Czeskiej Szwajcarii, bo ona leży niedaleko. Ciężko poznać te piękne rejony podczas dwudniowego pobytu, bo obszar jest rozległy, a miejsc do odwiedzenia bardzo dużo. Ja skupiłam się na tych szczytach, które znalazły się w książeczce (oczywiście nie wszystkich). Jednak dobra organizacja i odpowiednie rozplanowanie trasy łącznie z dojazdami w poszczególne miejsca pozwoliło jednego dnia zdobyć Hvozd, Łuż, Studenec, Klic i Jedlovą horę oraz najprawdopodobniej Oybin (do tej pory nie wiem, czy na szczycie stanęliśmy, bo ciężko było go dokładnie zlokalizować). Odległości między poszczególnymi szczytami są dość spore, więc wybierając się w te rejony raczej trzeba dysponować samochodem, jeśli faktycznie chce się w szybkim czasie zobaczyć dużo i w różnych miejscach Gór Łużyckich. Nie orientowałam się, jak jest ze środkami komunikacji publicznej, ale podejrzewam, że może być ciężko.
|
Widoki z Hvozda |
Wracając jednak do Gór Łużyckich jest to pasmo górskie w Sudetach, leżące na zachód od Gór Izerskich, na pograniczu czesko-niemieckim, między Ústí nad Labem, Żytawą a Libercem. Najwyższym szczytem jest Łuż (793 m n.p.m.), leżący na granicy czesko-niemieckiej. Do innych znaczących szczytów można zaliczyć Jodłową, Klucz, Hwozd, Studenec, Penkavci vrch. Przez grzbiet Gór Łużyckich przebiega dział wodny oddzielający zlewisko Morza Bałtyckiego i Północnego. W centralnej części gór znajduje się kilka niewielkich jezior oraz kilka sztucznych zbiorników wodnych.
Góry Łużyckie od najdawniejszych czasów tworzyły naturalna granicę Czech, a ich nazwa pochodzi od Łużyc, historycznej krainy zamieszkałej przez Serbów Łużyckich. Z kolei nazwa
krainy i jej mieszkańców wywodzi się od prasłowiańskiego słowa
oznaczającego łęg – podmokłą łąkę.
Góry Łużyckie w dużej mierze, bo w około 66 % są pokryte lasami, co jednak nie oznacza, że szczyty pozbawione są widoków. Wprost przeciwnie, na każdej z odwiedzonych przez nas górek mogliśmy podziwiać piękno tego rejonu, a panoramy tego dnia były zachwycające. Podziwiając widoki, miałam wrażenie, że poszczególne górki wyrastają z ziemi jak małe wysepki. Małe i niskie, bo wysokość szczytów nie przekracza 800 metrów. Uzupełnieniem charakterystyki Gór Łużyckich są ruiny kilku zamków, z których najbardziej
znany jest Tolštejn. Do ruiny Kamenického hradu wbudowano wieżę
widokową, z zamków Milštejn, Fredevald i Starý Falkenburk pozostały
tylko niewielkie pozostałości murów. Warto także wspomnieć o niektórych formach skalnych takich jak: Białe kamienie, Pusty zamek, Złoty wierch, Organy czy też Jaskini Lodowej koło Naděje.
|
Łuż |
Po blisko 3-godzinnej podróży ze Świdnicy docieramy do niemieckiej miejscowości Luckendorf, położonej tuż obok Oybina. Auto parkujemy na przydrożnym parkingu (płatny, ale chyba tylko w tygodniu albo w określonych godzinach). Nie wiemy, gdzie kupić bilet parkingowy, więc po prostu zostawiamy tu auto. Kiedy wróciliśmy po nie, widzieliśmy, że nikt nie miał biletu. Tuż przy samym parkingu biegną szlaki czerwony i niebieski, którymi wejdziemy na szczyt
Hvozda (749 m n.p.m.), niemiecki Hochwald. Droga nie jest długa, bo wynosi około 2,5 km. Początkowo prowadzi płaską leśną ścieżką, dopiero potem szlak zaczyna się piąć dość mocno w górę, by po zrobieniu dwóch małych zawijasów zaprowadzić nas na szczyt Hvozda. Na platformę widokową znajdującą się na szczycie prowadzą kamienne schodki. Tu przeżywamy pierwszy tego dnia zachwyt Górami Łużyckimi. Widoki zapierają dech w piersiach. Przejrzyste powietrze, brak ludzi i pełno wyrastających z ziemi górskich kopczyków.
Hvozd to góra graniczna, powulkaniczna. Jest to zarazem najwybitniejszy szczyt w Górach Łużyckich o wyrazistym kopulastym
kształcie i stromych zboczach z charakterystycznym dwuwierzchołkowym
płaskim szczytem w kształcie małego grzbietu. Na południowym szczycie
znajdują się górskie schronisko z restauracją na północnym szczycie
znajduje się kamienna wieża widokowa oraz restauracja. Wieża ta jest bliźniaczą siostrą wieży widokowej na Jedlovej.
|
Szlak na Jedlovą |
Jesteśmy przy niej o dość wczesnej porze (po godzinie 9), więc jest tu pusto. Co prawda na wieżę można wejść. Nie mamy jednak drobnych euro, więc z wejścia rezygnujemy. Nic straconego zwłaszcza, że z platformy widokowej obok schroniska widać było naprawdę dużo. Poza tym jeszcze dziś dużo wież przed nami. Znajdujące się na południowym wierzchołku schronisko jest niemieckie. Moja znajomość niemieckiego, a w zasadzie jej brak pozwala mi jedynie na wklejenie linku do strony Hochwaldbaude (http://www.hochwaldbaude.de/bergbaude-im-naturpark-zittauer-gebirge). A samo schronisko bardzo klimatyczne, a przede wszystkim położone w rewelacyjnym miejscu. Z Hvozda wracamy niemalże tym samym szlakiem. Dopiero pod sam koniec skręcamy w szlak żółty, który ma nas zaprowadzić na
Oybin i to zaczyna się nasze błądzenie po leśnych ścieżkach, ścieżkach rowerowych, szlakach, z których choć każda w kierunku Oybina zmierza, to chyba na jego szczyt nas nie zaprowadza. Spacerujemy więc zbliżając się lub oddalając od miejsca, które według nas Oybinem powinno być. Docieramy na różne punkty widokowe (Brandhofe, Scharfenstein), ale do tabliczki z napisem Oybin niestety nie. Tracimy około godzinę naszego cennego dziś czasu, wsiadając do samochodu z przeczuciem, że chyba Oybinu nie zdobyliśmy. Dopiero późnej wyczytałam, że Oybin to góra wznosząca się nad kurortem o tej samej nazwie, z ruinami zamku na szczycie. Tylko do tej pory nie wiem, jak należało ją zdobyć, wędrując od tej strony, od której wędrówkę zaczęliśmy. Tak więc Oybin będzie do powtórki.
|
Wieża na Jedlovej |
Tymczasem przemieszczany się na zachód, by wejść na kolejny szczyt -
Łuż (Luz, Lausche), najwyższy w Górach Łużyckich, mający wysokość 793 m n.p.m. Owa góra to również szczyt powulkaniczny, w większość porośnięty lasem, aczkolwiek jego kopuła jest doskonałym puntem widokowym, zwłaszcza na Góry Łużyckie, ale także Góry Izerskie i Karkonosze. Ładnie opisane panoramy pozwalają zatrzymać wzrok na długo, zwłaszcza przy takiej pogodzie, jaką mamy dziś. Na wejściu na Łuż zależało mi dziś najbardziej, ponieważ jest on zaliczany do Korony Sudetów. Aby zdobyć Łuż podjeżdżamy do miejscowości Horni Svetla. Tam biegnie zielony szlak prowadzący pod schronisko. W czasie jazdy okazuje się, że pod schronisko można podjechać samochodem. Prowadzi do niego szeroka i ładna droga, a na końcu czeka duży bezpłatny parking. Dziś prawie całkowicie zapełniony, bo trafiamy na odbywający się tu jakiś festyn. Z racji dużej ilości ludzi na parkingu, pod schroniskiem i w środku nie zatrzymujemy się tu, ale po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia i podbiciu książeczek od razu czerwonym szlakiem ruszamy na Łuż. Z Chaty Łuż na szczyt jest około 1,5 km niezbyt wymagającego szlaku. Najpierw prostą leśną ścieżką, a potem kilkoma zawijasami po kamykach. Tak więc w około 20 minut znajdujemy się na szczycie, zachwycając się kolejnymi tego dnia widokami. Znajduje się wieża telekomunikacyjna, turystyczne miejsce odpoczynku i ruiny po funkcjonującej do 1946 roku gospodzie.
|
Wieża widokowa na Studencu |
Wejście na Łuż i zejście z niego zajęło nam 37 minut, w tym czasie przeszliśmy równo 3 km, czyli taka leniwa i szybka wycieczka. Pora przemieścić się do kolejnej miejscowości i wejść na Jedlovą. Trochę mi żal, że dziś więcej czasu spędzimy w samochodzie niż podczas wędrówki, bo zdecydowanie wolałabym pokonywać dystanse między szczytami pieszo. Zdecydowaliśmy jednak, że chcemy kilka szczytów skompletować jednego dnia, więc to czynimy. Zdecydowanie nie jest to jednak, jakby ktoś mógł sądzić, pogoń za szczytami, bo mamy wbrew pozorom sporo czasu na to, żeby na każdym szczycie zatrzymać się, posiedzieć w schronisku, podziwiać widoki, wypić kawę. A przede wszystkim odwiedzić jedne z najpiękniejszych zakątków Gór Łużyckich.
Jedlova (po polsku Jodłowa) to trzecia zdobyta dziś górka i trzecia co do wysokości w Górach Łużyckich. Co prawda jej wysokość 774 m n.p.m. nie jest zachwycająca, ale to nie wysokość decyduje a atrakcyjności szczytu. Aby wejść na Jedlovou udajemy się do miejscowości Jiretin pod Jedlovą. Auto porzucamy na bocznej drodze prowadzącej w kierunku punktu oznaczonego na czeskiej mapie jako Jedlova - osada. Z niego kierujemy się w stronę czerwonego szlaku, który po jakimś 1,5 km drogi doprowadza nas do skrzyżowania ze szlakiem zielonym.
|
Widoki z Klica |
Na niego jednak nie wchodzimy, ale dalej zmierzamy czerwonym, idąc teraz dość ostro w górę pod wyciągiem narciarskim. Dziś chyba pierwszy raz się zmęczyliśmy na tym odcinku, bo poza tym, że było dość stromo, to jednocześnie upalnie. Jedlovą cały czas mamy przed oczami i choć dzieli nas od niej może 200 metrów w linii prostej, to ostatni odcinek prowadzi okrężną drogą. Wzorowo idziemy szlakiem, choć już wiemy, że ze szczytu zejdziemy na skróty, stromą ścieżką z osuwającymi się kamieniami, prowadzącą pod wyciągiem. Takie rozwiązanie wydało się chyba najlepszym, bo czerwony szlak, zwłaszcza w jego końcowym odcinku obfituje w przepiękne widoki. Dystans z miejsca, z którego ruszyliśmy na szczyt Jedlovej wyniósł 2,5 km.
Jedlova to kolejna góra powulkaniczna o dość stromych zboczach i wyraźnym kopulastym kształcie.
Szczyt jest dość atrakcyjny ze względu na znajdujące się tu hotel i restaurację Jedlova hora (http://www.jedlova.cz/cs/restaurace) oraz wieżę widokową. W związku z tym ciężko zaznać tu spokoju. Restauracja akurat dziś nas cieszy, bo jesteśmy spragnieni kawy. Poza tym mają w sprzedaży drewniane znaczki turystyczne.
Na szczycie Jedlovej znajduje punkt widokowy na kamiennej 23-metrowej wieży widokowej z widokiem okrężnym od Gór Łużyckich przez Czeskie Średniogórze, Czeski Raj, aż po Góry Izerskie i wierzchołki Karkonoszy, na północy na Łużyce Górne i miasta w Niemczech. Wejście na wieżę jest płatne i kosztuje 30 koron. Biletem jest kartka z opisem tego, co z wieży widać.
|
Łuż i widoki z niego |
Na szczycie znajduje się pomnik Schillera, wokół którego umieszczono głazy z 19 okolicznych
miast i wsi, które w 1905 roku wniosły swój wkład w budowę pomnika w
setną rocznicę śmierci poety.
Z Jedlovej schodzimy dość stromą ścieżką pod wyciągiem i mniej więcej po pokonaniu 200-300 metrów znajdujemy się na czerwonym szlaku, omijając prawie całą pętelkę okrążającą górę. Nadrobiona tu droga zostaje nadłożona w innym miejscu, bo zagadani zapominamy skręcić w odpowiednim miejscu. Po przejściu mniej więcej kilometra orientujemy się, że chyba tędy nie szliśmy. Na szczęście szybko wracamy do miejsca, gdzie szlak skręca, a stąd do auta już tylko kilka minut.
Studenec (737 m n.p.m.) - kolejny szczyt, jaki udało nam się dziś zdobyć. Chyba najmniej ciekawy ze wszystkich, ale to głównie za sprawą znajdującej się na szczycie wieży widokowej, która nieco mnie rozczarowała. Pomimo tego, że ładnie wyglądająca, z opisanymi na jej szczycie panoramami, to nieco za niska w stosunku do rosnących drzew, a przez to z ograniczonymi widokami. Co prawda ładnie widać Góry Łużyckie oraz Czeską i Saską Szwajcarię, ale po widokach z poprzednich szczytów czuć lekki niedosyt.
|
Hvozd - niemieckie schronisko na szczycie |
Na Studenec prowadzi czerwony szlak z miejscowości Liska (niecałe 2 km na górę). Auto zostawiamy praktycznie na końcu miejscowości na znajdującym się tu niewielkim parkingu (zmieszczą się może 3-4 auta) i kierujemy się w stronę Sedla pod Studencem. Kilkaset metrów to przyjemna wędrówka pośród sierpniowych łąk i pól z leżącymi na nich snopkami siana. Z jednak strony mamy Studenec, z drugiej Złoty Wierch. Taki sielski obrazek, wprowadzający w przyjemny nastrój. Podejście na Studenec nie jest długie, choć na jednym z odcinków strome, albo nasza kondycja dziś po bardzo wczesnej pobudce lekko spada.
Studenec to charakterystyczne wzniesienie pochodzenia wulkanicznego, o wyrazistym
stożkowym kształcie i stromych zboczach z płaską powierzchnią szczytową.
Wzniesienie jest najwyższe w zachodniej części Gór Łużyckich i dominuje
w tej części gór. Tym, co przyciąga turystów na szczyt, to znajdująca się na nim wieża widokowa. Pierwsza konstrukcja platformy widokowej
była czynna już w XIX wieku jednak na skutek spadku popularności po II wojnie
światowej wieży nie konserwowano i zaczęła popadać w ruinę. Oprócz niej na
szczycie znajdował się letni gościniec, z którym czas obszedł się jeszcze
gorzej i dzisiaj nie ma praktycznie po nim śladu. Obecnie istniejąca wieża została otwarta ponownie w 2009 roku głównie za sprawą sponsorów, których nazwiska znajdują się na schodach prowadzących na wieżę. Schodów jest 89 i na odwrocie każdego z nich znajduje się tabliczka z nazwiskiem bądź nazwą sponsora. Ciekawie to wygląda i przyznam, że pierwszy raz widzę taki zabieg.
Chwila odpoczynku na szczycie i można ruszać dalej.
|
Klic |
Ostatnia górka na dziś to
Klic (759 m n.p.m.). Chyba dobrze zaplanowaliśmy dziś kolejność szczytów, bo ten to prawdziwa wisienka na torcie. Na górze nie było niczego: wieży, schroniska, ludzi. Były za to widoki, rozległe, w każdą stronę. Chyba najlepsze, jakie dziś udało się mieć. Po całym dniu spędzonym w Górach Łużyckich na piątym szczycie potrafię nawet rozpoznać te szczyty, które już odwiedziliśmy. Jedlova czy Łuż wydają się już teraz mieć znajomy kształt.
Wracając do samego Klica to wchodzimy na niego czerwonym szlakiem z miejscowości Svor. Jest tu troszkę problem z zaparkowaniem auta, ale jak się pokombinuje to można się gdzieś wcisnąć obok drogi. Podejście na Klic od tej strony jest dość strome i w pierwszym odcinku monotonne. Kilka widoków pojawia się na ostatnich zakrętach pod szczytem.
Klic to również szczyt powulkaniczny, widoczny z daleka za sprawą swojego kopulastego kształtu, a sama góra podcięta jest 60-metrowym urwiskiem skalnym, pod którym znajdują się gołoborza. Obszar Klica objęty jest rezerwatem przyrody. Na Klicu spędzamy najwięcej czasu. Nasz plan został zrealizowany. Do zachodu słońca zostało naprawdę sporo czasu, więc można tu siedzieć i się delektować ciszą, spokojem i widokami, jakich nie ma w Sudetach Środkowych czy Karkonoszach.
Podsumowując dzień: zdobyliśmy 5 szczytów i dodatkowo pokręciliśmy się w okolicach Oybina, na który dotrzeć się nie udało, przeszliśmy ponad 20 km, pokonalismy trochę kilometrów samochodem, weszliśmy na wieże, mieliśmy okazję podziwiać całkiem nowe krajobrazy, a przy okazji zdobyliśmy kolejne szczytu do Sudeckiego Włóczykija i Korony Sudetów.
|
Hvozd |
|
Hvozd - platforma widokowa |
|
Niemiecka wieża widokowa na Hvozdzie |
|
Widoki z Łuża |
|
Szczyt Łuż |
|
Łuż |
|
Łuż - szczyt |
|
W drodze na Jedlovą |
|
Jedlova - widoki z wieży |
|
Jedlova - widoki z wieży |
|
Jedlova - widoki z wieży |
|
Jedlova - wieża widokowa |
|
Studenec - widoki z wieży |
|
Studenec - widoki z wieży |
|
Studenec - wieża |
|
Klic - widoki ze szczytu |
|
Klic - widoki ze szczytu |
|
Klic - widoki ze szczytu |
|
Klic - widoki ze szczytu |
|
Klic - widoki ze szczytu |
|
Klic |
|
Klic - szczyt |
|
Luckendorf i pierwsze dziś widoki |
|
Hvozd |
|
Łuż |
|
Studenec |
Inne o tyle, bo są te izolowane szczyty jakby jakieś egzotyczne mogoty. Ale pod względem skałem zupełnie jak Stołowe. W Oybinie osobiście parkowałem bezpłatnie przy jakiejś sali gimnastycznej-już po skręcie z głównej drogi w stronę Czech.
OdpowiedzUsuńNie do końca jak Stołowe. Góry te nie są typowym stoiwem płytowym, choć w większości budują je skały osadowe, głównie górnokredowe piaskowce. Natomiast w Łużyckich, są one ciekawie przeplecione wulkanicznymi skałami wylewowymi (np.bazalty). Tego nie uświadczymy ani w Górach Stołowych, ani w Skalnych miastach Hrubo czy Maloskalska.
UsuńPozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma w opisie zdjęć, jakie góry (szczyty) na nich widać, a tylko skąd zrobiono zdjęcie.
OdpowiedzUsuń