środa, 18 grudnia 2019

Szklarska Poręba - Hala Szrenicka - Źródła Łaby - grudzień 2019


Karkonosze– ileż razy my już tu byliśmy. Znamy je chyba na pamięć, bo niektórymi szlakami szliśmy dziesiątki razy. A mimo wszystko zawsze lubimy tu wracać. I kiedy nas dłużej tu nie ma, to tęsknimy. Tak też było tym razem. Zdecydowaliśmy się pojechać do Szklarskiej Poręby i stamtąd podejść na Halę Szrenicką i w stronę Śnieżnych Kotłów lub źródeł Łaby.
Zazwyczaj wędrując o tej porze roku w Karkonoszach trafialiśmy na dużą ilość śniegu. A w tym roku pogoda ni to zimowa ni to jesienna. Jest ciepło. Nieco niżej jesiennie, od wysokości około 1000 m n.p.m. lekko zimowo. W zasadzie ciężko to nazwać zimą. Sytuacja przypomina mi rację tę z kwietnia, kiedy śnieg się topi, na szlaku jest mokro, a gdzieniegdzie leży lód. Tak też jest i dzisiaj. Szlaki są mocno oblodzone, a tam gdzie lodu nie ma leży topniejący śnieg. Czasem można wpaść w wodę po kostki.

Ruszamy z okolic szlaku prowadzącego do Wodospadu Kamieńczyk. Nie przepadamy za tym odcinkiem, ale trzeba go pokonać. Na szczęście na szlaku panują pustki. Już w momencie startu pozbywamy się zimowych kurtek, same polary wystarcza. Kurtki założymy dopiero przed samą Halą Szrenicką, kiedy odczujemy silne podmuchy wiatru.  Na szlaku nie ma grama śniegu, więc pokonujemy go dość szybko. Pierwszy przystanek robimy pod schroniskiem Kamieńczyk, gdzie przysiadamy na chwilę i zjadamy …świąteczne pierniczki :) Z racji wczesnej godziny (jest po 9) schronisko i wodospad są jeszcze nieczynne. Nie robi to jednak nam żadnej różnicy, gdyż nie zamierzaliśmy korzystać ani z jednego ani z drugiego. Spędziliśmy tu sporo czasu w czerwcu.
Ogólnie Karkonosze dziś są puste, a my to lubimy. Spotykamy na szlaku tylko pojedyncze osoby. Odcinek od wodospadu Kamieńczyka do Hali Szrenickiej pokonujemy w dość szybkim tempie. Mniej więcej w połowie tej drogi pojawia się dość mocne oblodzenie. Ale na szczęście udaje nam się je obejść bokiem. Nie chce nam się na chwilę zakładać raków. Potem niestety bez nich nie da się już zrobić kroku.
Dziś nasza wycieczka może być śmiało zaliczona do tych z cyklu leniwych, bo sporo czasu spędzamy siedząc w schronisku na Hali Szrenickiej, zarówno podczas podejścia, jak i zejścia. Piłkarzyki sprawiają, że zazwyczaj spędzamy tu sporo czasu. Poza tym to jedno z naszych ulubionych schronisk. Jest o też miejsce, do którego bardzo łatwo można dotrzeć. My znaleźliśmy się tu w półtorej godziny, ale na spokojnie można dojść na halę w 2 godziny.


Po wyjściu ze schroniska od razu zakładamy raki. Jest tak ślisko, że ciężko się bez nich poruszać. Kierujemy się w stronę Szrenicy, ale na nią nie wchodzimy, gdyż kierujemy się w stronę Śnieżnych Kotłów.  Nie one są jednak naszym celem, Chcemy dojść do źródeł Łaby, a stamtąd do Labskiej boudy i nad Pancavsky vodospad. Już po przejściu kilometra zaczynamy wątpić w to, czy nasz plan uda się zrealizować. Jest przede wszystkim późno, szlak jest w niezbyt fajnym stanie (lód, woda, roztopiony śnieg), a poza tym zaczyna się psuć pogoda. Jeszcze do momentu dojścia na Twarożnik mamy za sobą widok na Szrenicę. Niestety, słońce, które tak pięknie jeszcze przed chwilą świeciło, zaczyna znikać, a chmury schodzą coraz niżej. Mija kilka chwil, a z oczu znika nam Szrenica. Od czeskiej strony nadciągają ciemne chmury, z których przez chwilę kropi deszcz. Dochodzimy do rozdroża, z którego jest jakieś pół kilometra drogi do źródeł Łaby. Jest już tak blisko celu, ale mimo wszystko podejmujemy decyzję, by wracać. Byliśmy tu już wiele razy przy pięknej pogodzie i pewnie nie jeden raz wrócimy. Nic więc nie tracimy. Decydujemy się więc wrócić i posiedzieć w schronisku.
Wycieczka zajęła nam nieco ponad pół dnia, zrobiliśmy w tym czasie około 20 km i miło spędziliśmy czas. Karkonosze zawsze są dobre na wędrówkę, niezależnie od warunków.























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz