Pomysł Trójmorskiego Wierchu pojawił się tak nagle.Wydawał się całkiem ok, ale z każdym kilometrem zbliżającym nas do Masywu Śnieżnika nadzieje na piękne widoki, a nawet jakiekolwiek widoki malały. Co prawa zawsze jeszcze zostawała szansa na to, że wyjdziemy ponad chmury, ale one chyba były dziś na takiej wysokości, że w Masywie Śnieżnika wyjść ponad ich granicę się nie dało. Półtora roku temu byliśmy na Trójmorskim Wierchu przy okazji wycieczki na Ścieżkę w Chmurach. Było to dość szybkie wejście, bo straciliśmy sporo czasu na błądzenie w okolicy Slamnika. W efekcie podczas zejścia z Trójmorskiego zastała nas już prawie noc. Wtedy weszliśmy z Dolni Moravy, a widoki z wieży znajdującej się na szczycie były zachwycające. Zimą na pewno też będą piękne - pomyśleliśmy i dlatego pojechaliśmy dziś zdobyć zimowy Trójmorski Wierch. Tym razem start był w Jodłowie. Jest to niewielka górska wieś położona niedaleko Bystrzycy Kłodzkiej. Nazwa "Jodłów" pochodzi od puszczy jodłowej,która wcześniej porastała tereny obecnej wsi. W Jodłowie zatrzymujemy się na parkingu, gdzie krzyżują się szlaki czerwony i niebieski. Wita nas silny i mroźny wiatr oraz oblodzony szlak. Na szczęście nie na tyle, żeby się nie dało nim iść. Przypinamy jabłuszko do plecaka (bardzo się przyda podczas zejścia) i ruszamy czerwonym szlakiem na Trójmorski Wierch (Klepacz). Droga raczej jest płaska, w niewielkim stopniu pnąca się pod górę. Jedyne bardziej strome podejście będzie czekało nad w momencie, gdy na przejściu granicznym szlak skręci w lewo.
Na razie jednak spokojnie przemieszczamy się szlakiem czerwonym, który po przejściu 5 km doprowadzi nas do turystycznego przejścia granicznego Horni Morava/Jodłów. Wiatr, kiedy idziemy między drzewami nie jest bardzo doskwierający, ale jest kilka miejsc na trasie, gdzie podmuchy dają się mocno we znaki, a wiatr podnosi zmrożone kawałki lodu. Mniej więcej po pokonaniu 4,5 km drogi mijamy źródła Nysy Kłodzkiej. Znajdują się one niedaleko od szlaku, ale z powodu dużej ilości śniegu nie schodzimy do nich. Wierzymy, że tam są i pewnie jak tu jeszcze raz kiedyś wrócimy to do nich pójdziemy.
Na polanie na przejściu granicznym przysiadamy na słupkach granicznych i robimy krótki przystanek na herbatkę. Pomimo tego, że temperatura jest na plusie, to wiatr mrozi policzki i palce.
Tu skręcamy w szlak zielony, którym na szczyt Trójmorskiego Wiechu jest 1,5 km. Niestety, pogoda się nie poprawiła, cały czas jesteśmy w chmurach, które nacierają na nas z każdej strony. Trudno, wejdziemy, zrobimy zdjęcie z wieżą i zejdziemy, w zasadzie to ja zejdę, a Michał zjedzie na jabłuszku. Myśleliśmy, że dziś na szczycie będziemy sami, ale o dziwo spotykamy tu innych turystów, a nawet rodzinę z dziećmi.
Trójmorski Wierch wita nas mgłą i kompletnym brakiem widoczności. Jest to szczyt o wysokości 1145 m n.p.m. Znajdujące się na wierzchołku gnejsowe głazy wydają pod wpływem wiatru lub stąpania charakterystyczne „kłapiące” odgłosy - od nich pochodzą czeska, niemiecka oraz dawne polskie („Klepacz”, „Kłapiące Głazy”) nazwy szczytu. Obecna nazwa wprowadzona przez Mieczysława Orłowicza w 1946 roku oddaje charakter szczytu. Jest to bowiem jedyne w Polsce miejsce, gdzie zbiegają się zlewiska trzech mórz (Morza Bałtyckiego, Morza Północnego i Morza Czarnego). Na szczycie znajduje się wybudowana w 2009 roku wieża widokowa, oferująca według mnie ciekawsze widoki niż Ścieżka w Chmurach znajdująca się nieco dalej. Na szczycie nie spędzamy wiele czasu, bo Michała ciągnie do zjazdu na jabłuszku. Pierwszy odcinek, czyli 1,5 km z Trójmorskiego do przejścia granicznego pokonuje w zaskakująco szybkim tempie. Potem zjeżdża się nieco gorzej, ale dla chcącego nie ma nic trudnego, zwłaszcza, że po lodzie jabłuszko też zjeżdża bardzo dobrze. To dziś dla niego jest największą atrakcją, ale też znacznie przyspiesza zejście ze szczytu. Wchodząc gdziekolwiek zimą z Michałem ciężko trzymać się jakichkolwiek ram czasowych, bo śnieg jest tak atrakcyjny, że ciężko przejść po nim obojętnie :)
Dzisiejsza wycieczka wynosząca 13 km zajęła nam 4 godziny.
Czołem przygodo :) Jaki ekwipunek zabieracie ze sobą na zimowe wojaże po górach? Podejrzewam, że podejście na trójmorski wierch nie wymaga raków :) Alu już w zwykłych adidasach też pewnie byłoby ciężko :)
OdpowiedzUsuńNa wyposażeniu plecaka podczas zimowych wejść zawsze mamy raki/raczki, ciepłą herbatkę, czołówki, powerbank i ubrania oraz rękawiczki dla syna na zmianę. Zwykłych adidasków nie miewamy, ale buty decathlonowe owszem ;) Poza tym wędrują z nami pluszowe dinozaury, które zajmują sporo miejsca w plecaku :)
UsuńHehe, nie da się ukryć, że pluszowy dinozaur to jednak jeden z podstawowych elementów ekwipunku :)
OdpowiedzUsuńSą trzy :) Najstarszy podróżuje już 3 lata, średni od roku, najmłodszy od miesiąca ;)
Usuń