Prognozy pogody nie były dziś optymistyczne i raczej na bezdeszczową pogodę liczyć nie mogliśmy. Jednak oszukiwaliśmy się po cichu, że być może one się nie sprawdzą.W drodze łapie nas potężna ulewa, ale niezłamani jedziemy dalej, mając jeszcze nadzieję, że poza zwiedzeniem Skalnego Miasta uda się upiec jeszcze kiełbaski na ognisku ;)
Adraszpaskie Skalne Miasto położone jest na skraju wioski zwanej Adrszpach, na terenie Narodowego Rezerwatu Przyrody "Skały Adrszpasko-Teplickie". Jeszcze kilka wieków temu skały służyły jako schronienie okolicznym mieszkańcom, zwłaszcza w czasie wojen. W 1824 roku wśród skał wybuchł pożar lasu, trwający kilka tygodni. To właśnie on odsłonił skalne labirynty, po których możemy dziś spacerować. W niektórych miejscach są one zapierające dech w piersiach, a wysokość skalnych masywów zadziwia. Co prawda mnie zachwyca mniej niż labirynty Szczelińca Wielkiego czy Błędnych Skał, ale mimo wszystko przejście przez Skalne Miasto do atrakcji należy.
Kiedy docieramy na parking (w Adraszpachu wszystkie parkingi są płatne), deszcz powoli przestaje padać. Nie wyciągamy nawet płaszczyków przeciwdeszczowych.
Wybieramy szlak okrężny o długości około 3,5 km, oznaczony kolorem zielonym, zwany Wielką Pętlą. Później co prawda zboczymy na chwilkę na szlak żółty, ale z powrotem powrócimy na ten główny. Niby niedużo, ale czasowo troszkę wyjdzie, zwłaszcza jak się leniwie wędruje.
Po opuszczeniu kas i wejściu w pierwsze formy skalne odczuwamy rześki chłód, a na głowy kapią nam resztki ulewy sprzed chwili. Na szczęście szybko niebo się przeciera, a za godzinkę świeci słońce. Jak to dobrze, że nie zawróciliśmy w okolicach Mieroszowa, kiedy mieliśmy przed sobą ścianę deszczu. Widać pogoda nam sprzyja i szczęście do niej tylko czasem nas opuszcza.
Tuż po wejściu naszym oczom ukazuje się pierwsza potężna skała, nazwana Dzbanem. Posiada ono sześciometrowe okno skalne, które tworzy ucho dzbana. Idziemy jednak dalej, gdyż tam czeka na nas Głowa Cukru. Ma ona 52 metry i jest uznawana przez wielu za najpiękniejszą formę skalną tego miasteczka. Kształtem skała przypomina odwrócony kręgiel.
Decydujemy się więc zboczyć na chwilkę z drogi i zwiedzić tę część Skalnego Miasta. Co prawda nie będziemy pływać łódką, ale Jeziorko warto zobaczyć. Mijamy najpierw przeogromną kolejkę do kasy, gdzie mozna kupić bilet na przepłynięcie łódką po jeziorku. Jakaś katastrofa. Ponad godzinę chyba trzeba czekać, by dostać się na łódź. Chyba nie miałbym na to siły. Omijamy kolejkę i ruszamy dalej. Na samym początku szlaku wita nas Mały wodospad ze źródełkiem wody pitnej. Nie jest on jakąś szczególną atrakcją. Idziemy więc dalej, wstępując na Schody. Warto wspomnieć, że w tej części droga prowadzi cały czas pod górkę. Przemieszczamy się więc po skalnych i drewnianych schodkach, aż dochodzimy do Popiersia Goethego, postawionego tutaj na pamiątkę wizyty poety w Skalnym Mieście w 1790 roku. Obok popiersia znajduje się wejście w skały prowadzące do Wielkiego wodospadu, spadającego z wysokości 16 metrów. Czuć bijący stąd chłód, ale niestety tuż przed wejściem zastajemy informację, że z przyczyn technicznych wodospad jest dziś nieczynny. Szkoda, ale jakoś to przeżyjemy, zwłaszcza, że już kiedyś go widzieliśmy.
W tej części miasteczka zostało nam jeszcze do zobaczenia Jeziorko. Aby się do niego dostać należ wspiąć się dość wysoko, a potem zejść troszkę niżej. Niestety, nie zachwyca mnie ono w ogóle. Jest to niewielka kiszkowata przestrzeń, po której odbywają się obecnie rejsy łódkami. Nie żałujemy jednak, że tu przyszliśmy, ponieważ panuje tu spokój i otaczają nas ciekawe formy skalne. Idąc dalej żółtym szlakiem można dojść do Teplickiego Skalnego Miasta. My jednak wracamy tą samą drogą, którą przyszliśmy. Musimy dojść do Gromowego Kamienia, gdyż tam dalej biegnie szlak okrężny, obejmujący tzw. nowe partie, które dostępne są do zwiedzania od 1890 roku. Tu po pokonaniu sporej ilości schodków docieramy do najciekawszej chyba formy skalnej zwanej Kochankami. Jej wysokość wynosi około 100 metrów. Między Kochanką a Kochankiem jest widoczna szczelina o wysokości 10 metrów, zwana oknem.
Niestety, zaplanowane ognisko nie dochodzi do skutku, bo po wejściu do auta łapie nas ulewa. My to jednak mamy szczęście do pogody ;)
wspomnienia dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie :)
OdpowiedzUsuń