To był pierwszy chyba tak mroźny dzień tej zimy. W Świdnicy były 4 stopnie na minusie. W Szklarskiej pewnie będzie mniej, ale w końcu mamy zimę, a dziś w planach wycieczka do Śnieżnych Kotłów (mam nadzieję, że prawdziwie ośnieżonych). Do Szklarskiej Poręby docieramy około godziny 8. Czuć lekki mróz, ale jest tylko minus 8 stopni, więc nie jest źle. Jak się idzie, zimna nie czuć, wprost przeciwnie potem będziemy się nawet rozbierać. Parkujemy obok Muzeum Mineralogicznego i kierujemy się na żółty szlak, prowadzący do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Z racji, że idą dzieci, a śniegu jest dość sporo, to pierwszy odcinek nieco się wydłuża. Nie ma się co dziwić - przecież na co dzień nie ma śniegu. Śniegowych szaleństw nie widać końca, ale ostatecznie po nieco ponad godzinie docieramy do Schroniska. Jednego z naszych ulubionych, zwłaszcza ze względu na panujący tu klimat. Położone jest ono na wysokości 1168 m n.p.m. na krawędzi Łabskiego Kotła i roztacza się z niego wspaniały widok na Kotlinę Jeleniogórską. Należy ono do najstarszych w Karkonoszach i powstało już w okresie wojny trzydziestoletniej jako jedna z pierwszych bud pasterskich. Przechodząc obok niego, zawsze się tu zatrzymuję. Tak też jest i tym razem.
Ze schroniska do Śnieżnych Kotłów jest mniej więcej godzina drogi. Udaje nam się jeszcze do nich dostać szlakiem letnim, czyli żółtym, który tydzień później został już zamknięty ze względu na zagrożenie lawinowe. Szlak prowadzi zboczem Łabskiego Szczytu, z pięknymi widokami na Kotlinę Jeleniogórską. Śniegu jest bardzo dużo, tak powiedzmy do pasa. Ale na szczęście jest zmrożony, więc się człowiek w nim nie zapada. Do tego warto dodać, że pogoda jest rewelacyjna - błękitne niebo, słoneczko i mega widoczność. A do tego pusty szlak. Czego można chcieć więcej.
W Śnieżnych Kotłach z kolei śniegu jak na lekarstwo. Na szlaku minimalna jego ilość. Kociołki co prawda są ośnieżone (najpiękniejszy ich widok mam z marca 2016 roku), ale nie aż tak bardzo. W sumie to dopiero początek zimy i jeden z pierwszych śniegów. Śnieżne Kotły jak zwykle robią na nas ogromne wrażenie. Nie bez powodu, bo są to dwa najlepiej wykształcone kotły polodowcowe. Ich pionowe ściany w niektórych miejscach mają około 200 m. Na dole widzimy trzy Śnieżne Stawki - jeziorka polodowcowe. Dziś jednak większy zachwyt wywołuje widok na czeską stronę Karkonoszy, skrytych pod chmurkami. Dzieci są zachwycone, bo pierwszy raz widzą Kociołki zimą. I tym razem tu nie wieje, można nawet zdjąć czapkę. Dla porównania podczas lipcowej wyprawy musiały trzymać się barierek, by ich nie zwiało i założyć zimowe czapy oraz rękawiczki ;)
Zejście ze Śnieżnych Kotłów jest mega szybkie, ponieważ troszkę źle wyliczyliśmy czas. Co prawda czołówki leżą w plecakach. Nieco ponad pół godziny i jesteśmy obok Schroniska pod Łabskim Szczytem. Kolejny odcinek pokonujemy niemalże zbiegając, ponieważ teraz w ruch poszły przypięte wcześniej do plecaków jabłuszka. Dzieci pędzą jak szalone. Zmrok zastaje nas jakiś kilometr przed końcem wycieczki, czyli nieco ponad po godzinie 16 (tak szybko się ciemno zrobiło, pomimo pogodnego i słonecznego dnia). Nasza trasa wyniosła 17,5 km. Czasu nie podaję, bo wliczone były do niego pobyt w schronisku i długi odpoczynek przy Śnieżnych Kotłach oraz przerwy na śniegowe szaleństwa dzieci.
Pięknie, szczególnie Czechy pod chmurami już mi się tęskni za takimi widokami
OdpowiedzUsuń4 grudnia byłem na Śnieżniku i miałem widok od Karkonoszy do Słowacji. Na Twoich zdjęciach za Jestedem też widać Rudawy, ale 31 grudnia było jeszcze nieco lepiej-zaraz na lewo od Kotela (?) na drugim zdjęciu wyszłaby Szumawa :)
OdpowiedzUsuńByłam 30 grudnia na Wysokim Kamieniu i w Rudawach Janowickich i widoki też były rewelacyjne. Nawet udało mi się tę wyprawę opisać, więc fotki też można obejrzeć.
UsuńPowiem szczerze, że nie wiem, czy to Kotel ;)
co za zima!:)
OdpowiedzUsuń